an24 an24
1622
BLOG

Cześć i Chwała Młodym Bohaterom

an24 an24 Polityka Obserwuj notkę 17

Generał „Bór”Komorowski 30 lipca zarządził jedynie utrzymanie pogotowia bojowego oraz odłożenie decyzji do czasu wyjaśnienia sytuacji na froncie. Termin następnej narady wyznaczono na godzinę 18.00. Około 17.00, na godzinę przed wyznaczonym terminem spotkania, w lokalu kontaktowym pojawił się pułkownik „Monter”, który poinformował oczekujących już – Tadeusza Bora-Komorowskiego, Tadeusza Pełczyńskiego, Leopolda Okulickiego i Janinę Karasiówną, że Armia Czerwona wyzwoliła Radość, Miłosnę, Okuniew, Wołomin i Radzymin, a sowieckie czołgi były widziane na Pradze. Pod wpływem tych meldunków generał „Bór” poprosił Delegata Rządu na Kraj o pilne przybycie na odprawę. Delegat Jankowski pojawił się po upływie ok. 30 minut. „Bór” zreferował mu meldunek „Montera” i poprosił o „ostateczną decyzję”. Wysłuchawszy argumentów obecnych na spotkaniu oficerów delegat Jankowski wydał zgodę na rozpoczęcie powstania. Generał „Bór” wydał następnie pułkownikowi „Monterowi” rozkaz rozpoczęcia akcji zbrojnej w Warszawie następnego dnia - we wtorek 1 sierpnia 1944 r. o godz. 17.00.

Znam jeszcze wersję, w której wprost wymienia się Premiera Mikołajczyka, jako tego który dał zgodę na wybuch powstania.

Pułkownik Józef Szostak ps. „Filip” (szef oddziału operacyjnego), pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki ps. „Heller” i pułkownik Kazimierz Pluta-Czachowski ps. „Kuczaba” (szef wydziału łączności) przybyli na odprawę wkrótce po jej podjęciu (przybyli ciut po godzinie 18.00), gdy na miejscu pozostawał już tylko generał Komorowski, a pozostali uczestnicy się rozeszli. Nowo przybyli oficerowie uzmysłowili „Borowi”, że sytuacja na froncie zaczęła się komplikować.

Prezydent Edward Raczyński 27 lipca 1944 w Londynie, spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Anthonym Edenem, którego poinformował o planach powstania w Warszawie. W imieniu polskiego rządu poprosił Brytyjczyków o: skierowanie do stolicy polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej; oddanie do dyspozycji AK czterech polskich dywizjonów lotniczych w Wielkiej Brytanii; zbombardowanie niemieckich lotnisk koło Warszawy; uznanie praw kombatanckich żołnierzy AK.

Następnego dnia oficjalnie poinformowano Prezydenta Raczyńskiego, że spełnienie polskich postulatów jest niemożliwe.

Miłujący wolność Locke w wydaniu amerykańskim oświadczył, że wsparcie dla polskiego podziemia leży w gestii władz brytyjskich, a ze względu na fakt, iż Warszawa leży w radzieckiej strefie operacyjnej, alianci nie będą mogli prowadzić tam żadnych operacji bez zgody Moskwy.

Dopiero 30 sierpnia (czyli wtedy kiedy już nie miało to żadnego znaczenia) - rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii oficjalnie oświadczyły, iż uznają Armię Krajową za integralną część Polskich Sił Zbrojnych.

Naczelny Wódz w wiadomości z 28 lipca 1944 nazwał powstanie zbrojne aktem pozbawionym politycznego sensu, mogącym pociągnąć za sobą niepotrzebne ofiary. Wiadomość do kraju dotarła ponoć 1 sierpnia. Sosnkowski zaznaczał, że zryw zbrojny bez porozumienia i współdziałania z ZSRR byłby skazany na niepowodzenie. Podkreślał jednak, że warunki te mogą się zmienić, a więc należy nadal zachować możliwość uruchomienia powstania. Naczelny Wódz zastrzegał także, iż jeśli ze względu na szczęśliwy zbieg okoliczności po wycofaniu się Niemców, a przed wkroczeniem wojsk radzieckich powstaną szanse choćby przejściowego i krótkotrwałego opanowania przez nas Wilna, Lwowa, innego większego centrum lub pewnego ograniczonego niewielkiego choćby obszaru – należy to uczynić i wystąpić w roli pełnoprawnego gospodarza.

Kategorycznego wydania przez gen. Sosnkowskiego zakazu wszczynania zbrojnego powstania, domagał się - gen. Anders. Naczelny Wódz wzywał gen. Komorowskiego do zaniechania wszelkich inicjatyw nadających „Burzy” cechy i formy powstania.

Warto powiedzieć, że - obowiązkiem dowództwa wojskowego i przywódców politycznych było i jest prowadzenie polityki skutecznej w ramach realizacji doktryny państwa – więc co najmniej możliwie jak największej pozycji podmiotowej, która nie dopuści do okrojenia ziem, zniknięcia z map świata państwa przy zachowaniu jak największej podmiotowości zewnętrznej i wewnętrznej, zniszczenia zasobów gospodarczych i społecznych w tym potencjału osobowego. Siły zbrojne, tak jak potencjał intelektualny są ważnym instrumentem siły państwa.

Nauczmy się tego raz na ZAWSZE. Tak więc trzeba MYSLEĆ, chyba że jest się agentem, wtedy realizuje się zadania oficerów prowadzących. Dlatego warto zadać pytanie czy, „Monter” to taki idiota i dureń, czy jednak agent?

Do powstania od początku 1944 roku parli nasi sojusznicy - Wielka Brytania - jako argument wysuwając, że Polacy w Kraju muszą udowodnić, iż nie współpracują z Niemcami. Jest oczywiste, że sowieci nie byli zainteresowani pomocą powstańcom. Nasi sojusznicy w Teheranie zagwarantowali im, że marksizm będzie wygranym w tej wojnie. Nawet ustami Prezydenta Franklina Delano Roosevelta zaproponowali marksizmowi reprezentowanemu w osobie Gruzina – towarzysza I sekretarza Józefa Stalina, granicę Polski jak najdalej na zachód ZSRR (czyli Linia Curzona tzw. granice etniczne). Mieli już swoje marionetki, chętne do budowania państwa marksistowskiego w Polsce. Przecież druga wojna światowa jest wojną ideologi.

Szkoda, że tym marionetkom nie przyszło też do głowy, aby zabiegać u Stalina o granice PRL-u, jak najdalej na wschód. Skoro byliśmy w tzw. koalicji sojuszników, która pokonała Kanta na którego nałożono Lutra i nałożono rasizm a egzemplifikacją tego był nazizm. To dlaczego stracić mieliśmy Kresy? Ale im to nie przyszło do głów.

Ten nazizm, który rzucił wyzwanie temu Imperium Brytyjskiemu (William Ockham na którego nałożono miłującego „wolność” Johna Locka i wypełniono w aspekcie gospodarczym miłującym „wolny rynek” Adamem Smithem) - przegrał.

Ponoć 80% informacji przekazywanych przez polski wywiad (w tym z kraju) naszym „sojusznikom”, było wysokiego lub bardzo wysokiego znaczenia, a 2% informacji bezużytecznych. Nie rozumiem, dlaczego tym nie grano.

Blogerka Eska napisała dziś: „Gdyby nie było Powstania, nie byłoby Polski, (…) Jak ktoś tego nie rozumie, to jest ślepcem, post-politycznym naiwniakiem albo chytrym, szukającym poklasku głupkiem”. Dawno nikt takich bzdur nie napisał. Myślę, że w pierwszej kolejności Eska powinna to powiedzieć śp. gen. Andersowi składając na ręce jej córki, obecnej minister Rzeczypospolitej.

Już 31 marca 1939 roku ten miłujący wolność John Locke ustami Premiera Wielkiej Brytanii - Nevillea Chamberlaina - gwarantował nam tylko i wyłącznie, że będzie państwo Polskie. Jakie to już kwestia otwarta. Tak samo, jak granice. Już wtedy wiedział ten Locke, że będzie to państwo marksistowskie i granice państwa Polski – inne. Więc trzeba było wtedy myśleć.

Państwo niepodległe (niezależne od formalnego i nieformalnego wpływu państw i instytucji międzynarodowych), nie oznacza że będzie podmiotowe w ujęciu zewnętrznym - jak spojrzymy na definicję systemów politycznych. Z tego nie musi wypływać niezależność w kreowaniu polityki zewnętrznej i wewnętrznej, zarówno w aspekcie politycznym, gospodarczym i społecznym.

O suwerenności nawet nie wspomnę – czyli samodzielnego, niezależnego od innych państw sprawowania władzy politycznej i kreowania na określonym terytorium i bytami w aspekcie politycznym (siła armii, wojska jest z kluczowych instrumentów do realizacji swojej wizji świata i rozwoju cywilizacji), gospodarczym (np. kontrola i zyski z handlu, przemysł, ziemi, własności a współcześnie robotyzacja – czyli wysokie technologie), społecznym (np. rozwój, miejsce i znaczenie jednostki) w ujęciu wewnętrznym i zewnętrznym.

Współcześnie państwa posiadające taką suwerenność można policzyć na palcach jednej ręki.

W żadnej armii, poza sowiecką, nie wydawano rozkazów zdobywania broni na wrogu. Atakowania nieprzyjacielskich pozycji z gołymi rękoma. W przedwojennej armii polskiej coś takiego było nie do pomyślenia. Jest granica szafowania ludzkim życiem.

Konsekwencją Powstania jest to, że mamy taki kraj i taką politykę (w tym historyczną) jak w III RP. Straciliśmy wielkie miasta: Lwów, Wilno, Brześć, Grodno i jak podkreśla prof. śp. Paweł Wieczorkiewicz - "mózg – czyli Warszawę. To, co jest dziś Warszawą, to atrapa przedwojennego miasta. Przede wszystkim nie ma warszawiaków".

Tak więc fizyczne sprawstwo jest na rękach – Niemiec, współwinni przez ślepotę polityczną i wojskową – Polacy, a działo się to przy współsprawstwie Rosjan i naszych sojuszników z Londynu i Waszyngtonu.

Gdyby Powstanie nie wybuchło, czekałyby nas też sowiecka pacyfikacja, ale marksizm jeszcze trudniej by w Polsce montowano. Wszystkich by nie wybili. Więcej byłoby wartościowych jednostek, które w pewnym momencie uzyskały by większą podmiotowość (nie taką jaką "dał nam wybitny intelekt "lansujący obecnie dekalog świecki). Wtedy pewnie zasadne byłoby porównanie choćby do Królestwa Polskiego (Kongresowego) złączonego z Imperium Rosyjskim unią personalną. Nie wykluczone, że i większej samodzielności w ujęciu wewnętrznym, w tym większy zakres praw jednostek.

A tak w PRL-u – Kongresówka to marzenie. W PRL-u ludzi za niskie płace zapędzono do roboty. Biznesach czy Towarzystwach Biznesowych, Rolnych itd. czy jak w Poznańskiem XIX wieku – Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych – w PRL-u było nie do pomyślenia (najwyżej koncesjonowane). Marksizm mia być wszędzie, nawet w kościele.

Ustalono to w Teheranie pomiędzy 27 listopada (nocleg Franklina Delano Roosevelta w ambasadzie ZSRR) a 1 grudnia 1943 roku. Ten miłujący wolność Locke w wydaniu brytyjskim i amerykańskiego republikanizmu ustalił, że marksizm jest jednym z wygranych w tej wojnie i będzie wygranym.

Tak więc Cześć i Chwała tym Młodym Bohaterom, rzuconych na rzeź, którzy szli młodzi z gołymi pięściami, z butelkami napełnionymi benzyną – za Niepodległą Polskę.

Ale oby nasi przywódcy, nigdy więcej nie doprowadzili do powtórki z historii. Wojna nie zna moralnego zwycięstwa. Wojna jest przedłużeniem polityki. Liczy się tylko to, czy posunięcie było skuteczne.

W posunięciu sojuszników: Locka w wydaniu brytyjskim i republikanizmu amerykańskiego i marksizmu – było manewrem bardzo skutecznym.

Tak więc pamiętajmy, ale wzorce bierzmy jednak z takich postaci jak: ks. Piotr Wawrzyniak. Nie bierzmy z tych, co sami siebie nazywają choćby "wróg ludu" - jeszcze się okaże iż trafnie się nazwali i prawdę nam piszą. 


Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania źródła z linkiem. 


PS. Z tego blogu będę wyrzucał komentatorów, którzy nie używają w swoich rozważaniach definicji systemów politycznych. Także tych, którzy próbują zaciemniać obraz teoriami spiskowymi, a więc oszołomom dziękuję. Szarlatanom i innym tego typu, także dziękuję.

Będą usuwani, wszyscy którzy mają Polską Rację Stanu obok i chcą być elementem obcej doktryny i nie widzą potrzeby, aby Polska realizowała swoją doktrynę.

System polityczny czyli ogół organów państwowych, partii politycznych oraz organizacji i grup społecznych i interesu (formalnych i nieformalnych), uczestniczących w działaniach politycznych w ramach danego państwa oraz ogół generalnych zasad i norm regulujących wzajemne stosunki między nimi. Rozpatrujemy to w aspekcie politycznym, gospodarczym i społecznym w ramach struktury wewnętrznej i zewnętrznej.

an24
O mnie an24

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka